Zamknij

Nadszedł czas na zmiany. Rozmowa z Kingą Czarnecką, byłą zastępczynią burmistrza Kościana

12:40, 10.02.2023 Milena Waldowska Aktualizacja: 00:30, 15.03.2023
Skomentuj

Kinga Czarnecka, która była zastępczynią burmistrza Kościana i naczelniczką Wydziału Infrastruktury i Rozwoju Miasta, zakończyła pracę w Urzędzie Miejskim Kościana 15 stycznia. W rozmowie z nami podsumowuje ponad 15 lat pracy w administracji samorządowej Kościana, a także mówi o nowych wyzwaniach.

- Jak to się stało, że trafiła Pani do urzędu w Kościanie? To była pierwsza praca?
- Tak, to była moja pierwsza praca zaraz po skończeniu studiów politologicznych. Zgłosiłam się do Urzędu Miejskiego w ramach prowadzonej akcji wymiany dowodów osobistych i większego w związku z tym zapotrzebowania na urzędników. Były to prace interwencyjne, ale na półroczną umowę o pracę. Następnie pojawił się nabór do promocji w Wydziale Promocji i Funduszy Pomocowych. Złożyłam dokumenty i zostałam przyjęta. Miło wspominam te czasy, gdyż wydział był włączony w organizację różnych imprez. Pamiętam szczególnie koncert zespołu Hey z Kasią Nosowską. Stałam wówczas z plikiem plakatów, które podpisywali członkowie zespołu. Była wówczas szansa na rozmowę z nimi, co wspominam z sentymentem do dzisiaj. Po jakimś czasie mojej pracy w tym wydziale, jego ówczesna naczelniczka złożyła rezygnację. Wówczas bezpośredni nadzór nad nim przejął wiceburmistrz Maciej Kasprzak. I tak zaczęła się nasza współpraca. Pojawił się pierwszy projekt unijny, potem kolejny. Jedną z pierwszych dużych realizacji był projekt edukacyjny za 2 mln zł. Zadania były coraz większe, ale też wymagające dużo czasu i poświęcenia, nieraz także w weekendy. Z kolei na początku 2012 roku zwolniło się miejsce naczelnika Wydziału Infrastruktury i Rozwoju Miasta. Ówczesny burmistrz Michał Jurga stwierdził, że może ja pokierowałabym tym działem. Stanęłam więc na jego czele. No a cztery lata temu doszła do tego propozycja nie do odrzucenia obecnego pana burmistrza Piotra Ruszkiewicza na zostanie wiceburmistrzem.

- Zatem praca w kolejnych wydziałach to był raczej splot różnych okoliczności i zdarzeń, a nie planowe budowanie kariery? Choć na pewno bez dobrych efektów pracy nie pojawiałyby się kolejne propozycje.
- Faktycznie było w tym trochę przypadku. Nigdy nie zakładałam, że będę pracować w urzędzie. Po prostu nadarzyła się okazja zaraz po studiach, to z niej skorzystałam. A później na różnych polach starałam się już jak najlepiej rozwinąć w tej pracy, dokształcałam się również na studiach podyplomowych. Myślę też, że to osoba Macieja Kasprzaka i to, że bardzo dobrze nam się razem współpracowało sprawiło, że tak bardzo zaangażowałam się w zadania. Tworzyliśmy razem kluczowe dla miasta projekty, jak wieża ciśnień, park miejski, Łazienki. Aż doszliśmy do tematu ratusza, Rynku i Wrocławskiej. To się zazębiało, a sprawiało nam wielką radość za każdym razem robienie czegoś nowego. Myślę, że takie wyzwanie jak wieża ciśnień zapamiętamy do końca życia.

- Czy to właśnie projekt renowacji wieży ciśnień był najbardziej zapamiętaną przez Panią realizacją?
- Zdecydowanie tak. Pamiętam chociażby taką sytuację jak koniec pracy o godz. 3.00 w nocy, kiedy uruchamialiśmy dach z zamontowanym teleskopem na wieży. Odbiór iluminacji wieży też kończyliśmy około godz. 2.00. Więc trudno nazwać to zwykłą pracą urzędniczą. Realizacja projektu wieży także dużo nas nauczyła. Teraz nikt już tego nie pamięta, ale wieża ciśnień była oddawana 2 lata po terminie. Najpierw pojawiła się kwestia wadliwego projektu i w związku z tym konieczności znalezienia nowych projektantów. Później nie dostaliśmy pozwolenia na użytkowanie i musieliśmy przerobić toaletę w dobudowanym budynku.

- Mimowolnie poruszyła Pani kwestię opóźnień inwestycji...
- Opóźnienia się niestety zdarzają i nie są one najczęściej winą urzędników.Procedury są takie, a nie inne, wykonawcy trafiają się różni. Niektóre z opóźnień są mniej dokuczliwe dla mieszkańców, a inne bardziej ich dotykają. Dokuczliwy jest w tej chwili Rynek i ja zdaję sobie z tego sprawę. Tylko, że przypomnijmy sobie chociażby dwa kościańskie wiadukty. Opóźnienia z nimi związane były bardzo uciążliwe. Trzeba było korzystać z objazdów, stało się w korkach. Ale czy dzisiaj ktoś jeszcze o tym pamięta?

- I tak doszliśmy do Rynku. Choć nie pracuje Pani już w urzędzie, jednak nadzorowała ten projekt do samego końca, łącznie z przygotowaniem przetargu na nowego wykonawcę. Jak odnosi się Pani do zarzutów związanych z projektem Rynku oraz z uwagami przedsiębiorców?
- Na ten temat można by długo dyskutować. Może odniosę się tylko do kwestii samego projektu Rynku, który był poruszany podczas spotkania z burmistrzem i urzędnikami 20 stycznia. Padł tam m.in. zarzut dotyczący ignorancji ze strony urzędników jeśli chodzi o zapotrzebowanie na zieleń w centrum miasta. To błędny wniosek. Przypomnę, że rewitalizację centrum miasta rozpoczęliśmy przecież od Parku Miejskiego. Przez lata był on zarośnięty i nikt z niego nie korzystał, a teraz tętni życiem. Po parku przyszedł czas na okolice mostków i Wały Żegockiego i dalej aż do Łazienek. Zrewitalizowaliśmy także Plac Wolności wraz z parkiem KOK-u. To dowód na to, że dbałość o tereny zielone zawsze leżała nam w sercach. Jeśli chodzi natomiast o Rynek, nie zapominajmy o różnych funkcjach jakie on ma pełnić. Chcemy, by znalazło się na nim miejsce dla ogródków restauracyjnych, ale z drugiej strony przedsiębiorcy zabiegali o pozostawienie na nim jak największej liczby płatnych miejsc parkingowych. Ruch samochodowy na Rynku po remoncie z kolei nie wygaśnie. Trzeba więc pogodzić te funkcje, a tymczasem Rynek ma małą powierzchnię, nie mówiąc o wąskiej Wrocławskiej, liczne i ciasno umiejscowione sieci podziemne. Więc gdzie zaprojektować jeszcze w tym wszystkim oazy zieleni? Obszar ten urozmaicą natomiast donice z roślinami i mała architektura. Ja wiem, że to nie jest idealne rozwiązanie, ale takowych nie ma. A co do samego projektu, to konserwatorka zabytków sama poleciła nam projektanta, który miał zwrócić uwagę na historyczne aspekty Rynku po tym, gdy pierwsza próba koncepcji przebudowy centrum miasta została odrzucona przez urząd ochrony zabytków. Jeśli chodzi natomiast o przedsiębiorców, nie jest prawdą, że nikt z nimi w czasie remontu i przed nim nie rozmawiał. Omawianych było wiele różnych kwestii.

- Rynek zostanie jednak skończony już bez Pani nadzoru, tak jak inne realizowane obecnie projekty w mieście. Czy trudno było w związku z tym rozstawać się z dotychczasowym miejscem pracy i współpracownikami?
- Było trudno, bo to było moje jedyne dotąd miejsce pracy, w którym spędziłam 15 lat. Z każdym w urzędzie miałam jakiś kontakt, choć z niektórymi oczywiście bliższy, a z innymi sporadyczny. Poznałam wielu fajnych ludzi przez ten czas. Na koniec okazało się, że z osobami z którymi często dochodziło do wymiany zdań i innych spojrzeń, pożegnanie było bardzo ciepłe. Choć przyznaję, że to pożegnanie nie było aż tak emocjonalne. Pewien etap zakończył się już bowiem kiedy Maciej Kasprzak odchodził z urzędu. A co do inwestycji, nadal zamierzam śledzić ich przebieg, bo cały czas zależy mi na ich zakończeniu. Choć oczywiście już tylko jako obserwator i mieszkanka Kościana.

- Teraz ma Pani nową pracę i w związku z nią nowe wyzwania. Już wiemy, że to inna branża, bo została Pani zastępcą dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Lesznie ds. ekonomicznych.
- Zgadza się. Otrzymałam taką propozycję i wydała mi się ona bardzo interesująca, dlatego ją przyjęłam. Jest inna niż to, czym zajmowałam się dotychczas. To nie jest z jednej strony przedsiębiorstwo, ale też nie typowa administracja. W szpitalu obowiązuje przede wszystkim ustawa o działalności leczniczej, ale są także zamówienia publiczne, które funkcjonują w trybach administracyjnych. Organem założycielskim szpitala jest z kolei Urząd Marszałkowski, a więc pozostaje w pewnym zakresie współpraca urzędowa. W planach lecznicy są duże inwestycje, w tym unijne, czyli to, czym zajmowałam się dotychczas i w czym czuję się pewnie. Przyznaję, że ochrona zdrowia to natomiast dla mnie nowe doświadczenie. Mam jednak wsparcie wśród nowych kolegów, którzy są dla mnie partnerami do dyskusji. Oni sprawnie jako specjaliści wprowadzają mnie w nową tematykę, a jednocześnie słuchają moich spostrzeżeń i uwag. Nowe wyzwanie napędza mnie do szybkiego uczenia się, a codzienna wymiana poglądów umacnia w podjęciu dobrej decyzji zawodowej.

- To jeszcze zapytam o zainteresowania, bo w końcu nie samą pracą człowiek żyje.
- To fakt, choć sama przyznaję, że dużo czasu poświęciłam dotychczas pracy. Te lata po studiach były bardzo intensywne. Oderwanie znajdowałam w książkach, a w czasie urlopu w wyjazdach do ukochanej Skandynawii, szczególnie do Kopenhagi czy Sztokholmu. Lubię też filmy, a czasami jak mnie napadło oglądałam trzy seanse pod rząd w "Muzie" w Poznaniu. Oczywiście także spotkania ze znajomymi, których często przyjmuję w domu. Wtedy coś pichcę w kuchni, a jednocześnie gadamy. Tak więc bez szaleństw, ale myślę że to bardzo ważne, żeby mieć swoje małe przyjemności, podczas których można się oderwać od codzienności. Przyznaję też, że w ostatnim czasie nie miałam już za bardzo czasu na czytanie. Dopadło mnie także już trochę wypalenie zawodowe, więc myślę, że nadszedł właściwy czas na zmianę otoczenia.

(Milena Waldowska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%