Zamknij

Zdaliśmy egzamin. Rozmowa z Bartoszem Kobusem, sekretarzem miasta i gminy Krzywiń

11:31, 09.03.2023 Milena Waldowska Aktualizacja: 11:27, 28.03.2023
Skomentuj Bartosz Kobus, sekretarz miasta i gminy Krzywiń. Bartosz Kobus, sekretarz miasta i gminy Krzywiń.

Minął rok od wybuchu wojny na Ukrainie. Do każdej z gmin naszego powiatu przybyło wielu uchodźców, w tym proporcjonalnie najwięcej do gminy Krzywiń. O tym jak ta gmina poradziła sobie z falą uchodźców, jak to wygląda dzisiaj, a także jak samorząd radzi sobie z pustą kasą rozmawiamy Bartoszem Kobusem, sekretarzem miasta i gminy Krzywiń.

- W gminie Krzywiń pojawiło się najwięcej uchodźców z Ukrainy w stosunku do ogólnej liczby mieszkańców w całym powiecie. Jak wspomina Pan falę uchodźców sprzed roku?
- Na terenie naszej gminy mamy dwa duże zakłady mięsne, gdzie już wcześniej pracowali obcokrajowcy ze Wschodu. Powstały także dwa duże hotele pracownicze. Można więc było od razu po wybuchu wojny spodziewać się, że przybędą do nas licznie uchodźcy. I tak też się stało. Pierwsza, około 15-osobowa grupa która dotarła do Łagowa, została sprowadzona przez przebywającą tu już wcześniej rodzinę. Przekraczali granicę w Mołdawii. Było to jeszcze przed jakimikolwiek wytycznymi od wojewody. Kolejną grupę stanowił już zorganizowany autobus skierowany do Lubinia przez wojewodę z terenu Targów Poznańskich. Przez pierwsze dni panował duży chaos. Przybysze czuli się zagubieni, a my próbowaliśmy ich jak najlepiej zakwaterować. Nie zawsze się to udawało, bo nie pozwalały na to warunki. Uchodźców przywoziła też prywatna firma samochodem. Niektórzy z nich wysiadali, rozglądali się wokół, po czym kazali kierowcy jechać dalej. Nie podobało im się tutaj. Chcieli być w większej miejscowości. Tak to wyglądało mniej więcej przez 2-3 tygodnie, a później zaczęło się stabilizować. Podjęta została także decyzja o zagospodarowaniu trzeciego w naszej gminie kwaterunku po starym przedszkolu w Krzywiniu. W piątek zdecydowano o otwarciu tego miejsca, a już w poniedziałek wieczorem mieliśmy w nim pierwszą grupę. A tymczasem miejsce to trzeba było przecież odpowiednio przygotować. Wiele osób wówczas pomogło, zresztą wszyscy chcieli wtedy pomagać. Dwie nasze pracownice Urzędu Gminy - Monika Roszkiewicz i Basia Mayjaszczyk wzięły to miejsce pod opiekę.

- Czy sytuacja się szybko unormowała?
-
Nie tak od razu. Osoby, które do nas przyjechały pochodziły z różnych środowisk, miały różny statut materialny i osobisty. Niektórzy przybywali z całym swoim skromnym dobytkiem mieszczącym się w jednej torbie, a inni byli wręcz obwieszeni złotem. Tak jak wszędzie, trafiały do nas przede wszystkim kobiety z dziećmi. Co ciekawe, wiele z tych kobiet było rozwiedzionych. Dochodziło czasem do konfliktów i kłótni. Wiadomo, że choć staraliśmy się zapewnić jak najlepsze warunki, nie były to samodzielne mieszkania, a kilkuosobowe pokoje. A to sprzyjało niestety spięciom. Inna sprawa, że kiedy już opadały emocje związane ze strachem, z długą podróżą, z pobytem w nowym miejscu,  wiele osób zaczynało chorować. Zmagaliśmy się z różnymi dolegliwościami - zapaleniem ucha, wymiotami i biegunkami, problemami ginekologicznymi. Do tego dochodziła bariera językowa. Rozumieliśmy się ogólnie, ale to szczegóły miały największe znaczenie.  Przykładowo wiedzieliśmy, że dziecko jest chore, ale trudno było zrozumieć co konkretnie mu dolega i jakich leków potrzebuje. Problematyczne były także codzienne sytuacje. Nasi goście mieli przykładowo kłopot z właściwą segregacją śmieci. Jak już załapali co z czym można wyrzucać, mieli problem z kolorami worków. Dopiero z czasem zaczęło się to normować. Dzieci zaczęły uczęszczać do szkół, dorośli na naukę języka, pomału znajdowali pracę i usamodzielniali się.

- Ile osób jest zatem obecnie pod opieką gminy?
- W szczytowym momencie mieliśmy 148 osób w Łagowie, Lubiniu i Krzywiniu, a teraz zostało tylko 17 uchodźców w Łagowie. Część osób pojechała dalej, część wróciła na Ukrainę, a znaczna większość usamodzielniła się, znalazła pracę i mieszkania. Z tych kilkunastu osób, które zostały, nawet nie wiemy jaki jest do końca tego powód. My nie pytamy, nie wywieramy nacisku. Są między innymi dwie młode kobiety z dziećmi, które czekają na rozpoczęcie prac sezonowych przy obieraniu cebuli czy zbieraniu truskawek. Podejrzewam, że chcą po prostu teraz jak najmniej wydawać na życie mając zagwarantowany dach nad głową i jedzenie, a zarobione pieniądze odkładają z myślą o powrocie do swojej ojczyzny.

- Już nie pod opieką gminy, ale na jej terenie wciąż przebywa dużo Ukraińców. Tak jest m.in. w Zbęchach Polu czy Bieżyniu. Czy w związku z tym nie występują przejawy wrogiego nastawienia Polaków do Ukraińców?
- Raczej nie. Na pewno cała ta sytuacja stanowiła wyzwanie dla nas Polaków. Jesteśmy nacją czystą etnicznie, nie przywykłą do odmiennych zachowań i zwyczajów. Ale myślę, że zdaliśmy ten egzamin jako społeczeństwo. Nie ma już wprawdzie tego zrywu serca, który pojawił się na początku, kiedy wszyscy chcieliśmy pomagać. Czasami ktoś jeszcze coś przyniesie, ale sporadycznie. Nie ma też jednak wrogości. Sądzę, że gdyby Ukraińcy zaczęli zabierać pracę miejscowym, mogłyby się pojawić takie zachowania. Ale oni najczęściej wykonują prace, którymi Polacy i tak nie są zainteresowani. Czyli w rzeźniach, w rolnictwie itp.

- O ile przez rok od wybuchu wojny gminy podołały wyzwaniom związanym z uchodźcami, musiały się także zmierzyć z kryzysem w finansach. Gminę Krzywiń dotknął w dość znacznym stopniu ten problem.
- Myślę, że nie jest tak źle i jakoś sobie radzimy. Paradoks polega na tym, że musimy szukać oszczędności związanych z wydatkami bieżącymi, ale za to - dzięki dofinansowaniu z różnych źródeł - dużo inwestujemy. Jeśli chodzi o wydatki bieżące, zabezpieczyliśmy m.in. środki na węgiel i olej, którym opalane są trzy szkoły. Skorzystaliśmy wprawdzie z niższych stawek z tytułu podmiotów wrażliwych, ale czekamy jeszcze na faktury za prąd i gaz. Przypomnę, że 1 lipca weszła w życie zmiana polegająca na obniżeniu podatku dochodowego z 17 na 12 procent. Oznacza to duży uszczerbek dochodu dla samorządów. Tych pieniędzy trzeba szukać gdzie indziej - w oszczędnościach, ale też niestety w podwyżkach podatków dla przedsiębiorców i od nieruchomości. Jeśli chodzi o oszczędności, ograniczamy przykładowo imprezy. Ale zachęcamy z kolei organizacje i stowarzyszenia na terenie gminy do starania się o różne dofinansowania. Pomimo wcześniejszych zapowiedzi o zablokowaniu środków w ramach funduszy sołeckich, uwolniliśmy te środki. Fundusze sołeckie działają. Zachęcam jednak do opracowywania strategii sołeckich. Ważne jest długofalowe planowanie.

- Inwestycje w gminie nie są zatem zagrożone?
- Zdecydowanie nie. Mamy zabezpieczone środki m.in. z Polskiego Ładu na duże przedsięwzięcia. Dopiero co zakończyliśmy budowę historycznej inwestycji jaką jest rozbudowa sieci wodno-kanalizacyjnej. Ta inwestycja pozostanie z nami na lata. Szykujemy się ponadto na kolejny Polski Ład i nową perspektywę unijną. Trzeba sięgać po środki wszędzie tam, gdzie są takie możliwości i działać. Jednocześnie wydawać pieniądze na bieżące wydatki racjonalnie, z dużą dozą dyscypliny.

(Milena Waldowska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%