Zamknij

Tadeusz Borowiak: 75 lat z Obrą Kościan [WYWIAD]

09:00, 08.06.2024 Maciej Sibilak Aktualizacja: 12:50, 11.06.2024
Skomentuj

13 maja 2024 r. Tadeusz Borowiak skończył 85 lat. Z Obrą Kościan związany jest nieprzerwanie od 1949 r. Najpierw jako piłkarz grał w drużynie orlików, trampkarzy, juniorów i seniorów. Potem przez 17 lat pełnił funkcję kierownika pierwszej drużyny. W tym czasie święcił z zespołem największe sukcesy, w tym awans do III ligi. W rozmowie z nami opowiada o swoim życiu, rodzinie i pasji do piłki nożnej.

- Urodziłeś się 13 maja 1939 r., czyli niedługo przed wybuchem II wojny światowej. Po jej zakończeniu miałeś zaledwie 6 lat. Co pamiętasz z tamtego okresu?
- Rodzice wspominali, że we wrześniu 1939 r. nasz dom na Gurostwie został trafiony dwoma granatami. Mieszkaliśmy wtedy na ulicy Buczka, dzisiejszej Bukowej. Zaraz po wybuchu wojny ojciec trafił na front. Walczył w formacji piechoty w leszczyńskim pułku ułanów, który został rozbity przez Niemców pod Bzurą. Wskutek klęski dowództwo rozwiązało całą kompanię, a tata szczęśliwie wrócił do Kościana. Przez trzy dni wraz z towarzyszami broni przedzierał się przez kieleckie lasy. Miał więcej szczęścia niż jego brat Stanisław, który zginął na Wołyniu podczas I wojny światowej. W czasie okupacji ojciec pracował w drukarni, a mama opiekowała się dziećmi. W 1940 r. przyszła na świat moja druga siostra Irena, a dwa lata później trzeci brat Kazimierz. Wracając do moich wspomnień z tego okresu, pamiętam jeszcze przemieszczające się przez Kościan wojska radzieckie, które szły na Berlin. Zaraz po wojnie tata znalazł zatrudnienie na Ziemiach Odzyskanych, gdzie na gwałt poszukiwano ludzi do pracy płacąc półtora dniówki. Był zawiadowcą stacji w Strzelinie niedaleko Kłodzka. Z tamtego czasu mile wspominam nasze wspólne wyjazdy do Henrykowa, gdzie wraz z bratem i siostrą odwiedzaliśmy ojca.

- Jak zapamiętałeś powojenny Kościan i ten późniejszy z lat szkolnych i młodzieńczych?
- Bardzo mi się podobało to miasto. Mówiąc o powojennym Kościanie sięgam pamięcią do czasów przedszkolnych. Chodziłem do ochronki koło szpitala. Była to placówka prowadzona przez siostry zakonne. Potem przeszedłem przez trzy szkoły podstawowe. Edukację zaczynałem w Szkole Podstawowej nr 1 naprzeciwko Domu Kultury, następnie przeniesiono nas do „dwójki”, dzisiejszej szkoły na ulicy Konopnickiej, a ostatnie dwie klasy kończyłem w Liceum. W przerwie od szkoły nie miałem wakacji, gdyż przez wiele lat pomagałem rodzicom pasąc krowy w gospodarstwie u brata mamy. Dzięki pracy u wuja samodzielnie zarobiłem na tornister i ubranie. Jako mały chłopiec uwielbiałem oglądać mecze, które rozgrywano na boisku piłkarskim w sanatorium. Często też chodziłem na herbatkę do Polonii, mojego ulubionego lokalu mieszczącego się na rogu ulicy Wrocławskiej i Szewskiej. Gdy już byłem nieco starszy, bardzo lubiłem przebywać w lasku, czyli dzisiejszym Parku Miejskim, który wówczas tętnił życiem. Pamiętam, że funkcjonowała tam taka restauracyjka – Migdałka, w której organizowano potańcówki. Potem imprezy przeniosły się na Łazienki, gdzie powstała hala i muszla koncertowa. Można było się też zabawić na placu przed dworcem. Razem z kolegami z drużyny chodziliśmy tam gdzie były ładniejsze dziewczyny.

- Kto zaszczepił w Tobie pasję do piłki nożnej?
- Już od najmłodszych lat ganialiśmy za piłką na Gurostwie. Matka zawsze mówiła, że wdałem się za ojcem, który był zawodnikiem Unii Kościan. Od niego zaraziłem się pasją do futbolu i przejąłem żyłkę działacza. Moja prawdziwa przygoda z piłką zaczęła się w kwietniu 1949 r. pod górą Ferfeta, gdzie mecze piłki nożnej organizował znany kościański działacz Marian Tomaszewski. Na Łazienkach było wtedy ładne boisko. Moja drużyna z Gurostwa rywalizowała w ramach ligi dzielnicowej z Wesołym Miasteczkiem. Pamiętam, że wygraliśmy wtedy 3:2. Naszym zmaganiom przyglądał się tajemniczy kolejarz, który jednocześnie sporządzał notatki. Był to sekretarz klubu Kazimierz Sikorski. Po meczu odczytał listę nazwisk wskazując osoby, które zwróciły jego uwagę. Następnie powiedział: „na drugi dzień jak przyjdziecie z podpisem któregoś z rodziców, to wciągniemy was do klubu, do drużyny orlików”. Wśród wybrańców znalazłem się i ja. Z podpisem problemu nie było. Buty piłkarskie dostałem w spadku po starszym bracie. Były trochę za duże, więc by dopasować je do stopy wkładałem do środka watę. Jako że mecze odbywały się w niedzielę, zamiast na mszę razem z bratem chodziliśmy grać w piłkę. To nie podobało się mojej mamie, która była bardzo religijną osobą. Po powrocie do domu często nas egzaminowała, rozpytując co było na kazaniu. W 1951 r. awansowałem do drużyny trampkarzy i wiosną tego roku rozegrałem swój pierwszy mecz o mistrzostwo, z Wartą Śrem. Przegraliśmy wtedy 2:0. Od 1953 r. występowałem w drużynie juniorów kościańskiej Obry. Moja kariera zapowiadała się obiecująco. W wieku 18 lat rozegrałem cztery mecze w barwach pierwszej drużyny. Jeden w Kościanie z Opalenicą i trzy wyjazdowe, m.in. w Stargardzie Szczecińskim i z Drawą Krzyż. Na drodze do piłkarskiego rozwoju stanęło powołanie do wojska i poważna kontuzja.

- Co się dokładnie wydarzyło?
- W październiku 1959 r. zostałem powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Trafiłem do Lubuskiej Brygady WOP, do piłkarskiego batalionu w Krośnie Odrzańskim. W ten sposób zostałem zawodnikiem trzecioligowej Odry, w której grał też inny kościański piłkarz – Rysiu Zielonka. W moim przypadku skończyło się tylko na dwóch rozegranych meczach. Podczas nocnych ćwiczeń na poligonie dość mocno obtarłem sobie nogę. Ówczesne wojskowe onuce nie należały do wygodnych. Lekarz na izbie chorych stwierdził zakażenie. Wykluczyło mnie to z gry na długi czas. Jeszcze będąc w szpitalu otrzymałem rozkaz wyjazdu do Pomorskiej Brygady WOP na siedmiomiesięczny kurs sanitariusza. Praktyki odbywałem w szczecińskiej klinice. Zdobyłem uprawnienia, dzięki którym mógłbym podjąć pracę w pogotowiu ratunkowym. Po zakończeniu kursu dowódca kompanii zaproponował mi wyjazd do Nowego Sącza. Wizja wyprawy w góry okazała się bardziej kusząca niż pozostanie w Krośnie Odrzańskim, za którym specjalnie nie przepadałem. Tak oto trafiłem do Karpackiej Brygady WOP. Tam pod okiem doktora Moronia z Wojskowej Akademii Medycznej leczyliśmy zęby miejscowej ludności, jeżdżąc ambulansem dentystycznym po okolicznych wioskach i miasteczkach. Było to bardzo wdzięczne i pouczające zajęcie. W międzyczasie trafiłem na dwa miesiące do Świnoujścia, gdzie w morskim WOP-ie badaliśmy marynarzy pod kątem szkorbutu. Służba wojskowa przerwała mi piłkarską karierę, ale okazała się być niezwykle cennym doświadczeniem, którego naprawdę nie żałuję. W razie wybuchu wojny, jako dyplomowany sanitariusz wojskowy trafiłbym na pierwszą linię frontu niosąc pomoc rannym żołnierzom.

- Po powrocie do cywila wróciłeś jednak do gry w piłkę.
- Po zakończeniu przygody z wojskiem przez 11 lat grałem w drugiej drużynie Obry Kościan. Nie było już szans na powrót do pierwszego składu. Bolesna kontuzja nogi i związana z tym przerwa odcisnęły swoje piętno. Ponadto praca, którą podjąłem wtedy w Poznaniu nie pozwalała już na tak intensywne treningi. Występowałem przeważnie na prawej obronie lub pomocy. Na boisku najlepiej rozumiałem się z Jasiem Nawrotem. Miło wspominam mecze, w których wspomagali nas piłkarze z pierwszego składu. W międzyczasie zostałem grającym kierownikiem drużyny. Karierę piłkarską zakończyłem w 1972 r., w wieku 33 lat. Pamiętam, że mój pożegnalny mecz wygraliśmy 6:0.

- W jakich okolicznościach objąłeś funkcję kierownika pierwszej drużyny?
- W 1964 r. podczas mistrzowskiego meczu z Górnikiem Konin, który rozgrywaliśmy na Łazienkach podszedł do mnie wiceprezes Zbigniew Sulimczyk i powiedział: „od dzisiaj jesteś kierownikiem pierwszej drużyny”. Zmianę na tym stanowisku wymusili na władzach klubu zbuntowani piłkarze, którym podpadł dotychczasowy kierownik zaniedbując swoje obowiązki. Przyjmując nową funkcję nie porzuciłem pracy z drugą drużyną. W miarę możliwości dalej jeździłem z chłopakami na mecze, choć nie ukrywam, że było to bardzo czasochłonne. W tym miejscu chciałbym podziękować mojej żonie Jance za wyrozumiałość i wsparcie jakim zawsze mnie obdarzała. Funkcję kierownika pierwszej drużyny pełniłem przez 17 lat, do 1981 roku. Zrezygnowałem ze względu na obowiązki, jakie ciążyły na mnie w pracy. Byłem w tym czasie kierownikiem Zakładu Gospodarki Produktami Naftowymi w Kościanie.

- W ubiegłym roku wraz trenerem Andrzejem Owsiannym i piłkarzami ówczesnego zespołu świętowaliście 45-lecie awansu Obry Kościan do III ligi. Przypomnijmy okoliczności tego wielkiego sukcesu.
- W sezonie 1977/78 Obra Kościan w okręgu leszczyńskim nie miała sobie równych. Nasz najgroźniejszy rywal – Kania Gostyń, dwukrotnie musiała uznać wyższość piłkarzy z Kościana.  Aby awansować do III ligi nie wystarczyło zwyciężyć w swoim okręgu. Decydowały mecze barażowe rozgrywane w formie dwumeczu pomiędzy zespołami, które wygrały ligę na swoim terenie. Obra poznała rywala podczas losowania w Warszawie, na które wybrałem się wraz ze Zbigniewem Garsztką i Stefanem Urbańskim. Trafiliśmy na mocnego rywala. Noteć Czarnków miała w składzie piłkarzy z Lecha Poznań. Pierwszy mecz barażowy rozegrano w Kościanie. Obra zwyciężyła przed własną publicznością 2:1. W meczu rewanżowym w Czarnkowie losy awansu ważyły się do ostatniego gwizdka sędziego. Na trzy minuty przed końcem spotkania bliższa sukcesu była Noteć Czarnków, która prowadziła 1:0. W 87. minucie wyrównującą bramkę dla Obry strzelił Tomasz Smoczyk przypieczętowując tym samym nasz sukces. 

- Przygoda Obry z trzecią ligą trwała zaledwie jeden sezon.
- Żałuję, że po awansie nie wzmocniono drużyny dwoma doświadczonymi zawodnikami. Obra była wtedy bardzo młodym zespołem. Średnia wieku naszej ekipy nie przekraczała 21 lat. Staraliśmy się, jak mogliśmy. Do utrzymania w lidze zabrakło zaledwie jednego punktu. To były trudne czasy. Graliśmy właściwie za oranżadę. Nie mieliśmy dostępu do ciepłej wody. Na mecze wyjazdowe jeździliśmy żukami wynajmowanymi z zakładów pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i fotorelacje. Jesteśmy tam, gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

(Maciej Sibilak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%