Zamknij

Musialski i Lemański: Najważniejsza jest wytrwałość [WYWIAD]

08:00, 09.03.2024 Milena Waldowska Aktualizacja: 14:00, 12.03.2024
Skomentuj

Projekt fotograficzny Życie nad kanałem Obry, który pokazuje zwierzęta w lasach Nadleśnictwa Kościan spotyka się z bardzo dobrym odbiorem, gdziekolwiek zawita. Jego autorami są kościaniacy – Damian Musialski i Dawid Lemański. W rozmowie z nami opowiadają o swojej fotograficznej pasji związanej z dziką przyrodą.

- Od kiedy fotografujecie dzikie zwierzęta w lesie?
- Damian:
Fotograficzny projekt "Życie nad kanałem Obry" zaczął się 4 lata temu. Robieniem zdjęć natomiast zajmuję się zawodowo już od dwudziestu lat. Jestem fotografem ślubnym, więc moja praca na co dzień jest związana z ludźmi. To właśnie z tego powodu zacząłem mieć ochotę od czasu do czasu wyjść w teren, pospacerować i zrobić do tego jakieś zdjęcia. Na początku tylko telefonem. Potem zacząłem zabierać ze sobą aparat i wykonywać zdjęcia krajobrazu. Trochę nawet żałuję, że to z czasem zostało zaniechane, bo krajobrazy u nas są przepiękne. Przez 2 lata do lasu chodziłem sam, czasem towarzyszyła mi żona. Bardziej na poważnie zaczęło się natomiast od dwóch osób, czyli Wojtka Błocha i Krzyśka Czeszaka. Poznałem ich na jednym z wesel, bo właśnie w ten sposób najczęściej poznaję ludzi. To oni po raz pierwszy zabrali mnie na rykowisko. Gdy to zobaczyłem, od razu pomyślałem, że muszę mieć zdjęcia z rykowiska. To jednak okazało się wcale nie być takie proste... Zacząłem więc czytać i uczyć się zachowań zwierząt. W międzyczasie, też na weselu, poznałem Dawida.
- Dawid: Zaczęliśmy rozmowę i od razu umówiliśmy się w teren. Potem zaczęliśmy jeździć razem regularnie i się zaprzyjaźniliśmy. W międzyczasie jeździły z nami także inne osoby, ale najwięcej czasu spędzaliśmy w dwójkę. Z czasem pomyśleliśmy, że fajnie byłoby zrobić z tego jakiś wspólny projekt. Tym bardziej, że zdjęcia wrzucane na Instagram były coraz lepsze i coraz więcej osób zaczęło je oglądać.
- Damian: Nazwa ewaluowała i w końcu wymyśliłem "Życie nad kanałem Obry", bo wszystko, co przedstawiamy na zdjęciach toczy się gdzieś wokół kanału.

- Gdzie powstawały zdjęcia, które składają się na ten projekt i jak długo?
- Damian: Powstawały przez 2 lata w lasach w okolicy Kotusza. I tu znowu pomogła znajomość z wesela. Na jednym z nich poznałem Romana Kędzierskiego, leśniczego Leśnictwa Kotusz. To on pokazał nam ciekawe miejsca w lesie. Potem do Kotusza dołączył podleśniczy Maciej Maciński, który przyszedł tu z Grodziska. Jest także kilka innych osób, z którymi naprawdę świetnie się współpracuje, jak Marcin Popowicz, Mirek Olejnik. Ci panowie to są nasze główne źródła informacji o lesie.
Dawid: Często osoby, które oglądają nasze zdjęcia nie mogą uwierzyć, że one powstawały w naszym regionie. W końcu każdy chodzi od czasu do czasu do lasu i nie spotyka w nich żadnych zwierząt. Czasem może co najwyżej sarnę. Ale przede wszystkim spacerując głównymi ścieżkami, nie napotkamy mieszkańców lasów. Poza tym najciekawsze życie w lesie toczy się o świcie. A wówczas rzadko kto wybiera się do lasu. Szczególnie latem trzeba pojawić się bardzo wcześnie w terenie. Wstać o 1.00-2.00, żeby o 3.00 być w lesie, kiedy zaczyna robić się jasno. Okazuje się, że o 4.00 rano w lesie już jest tłok. Pojawiają się bowiem myśliwi, osoby, chcące podejrzeć rykowisko, ale też wielu fotografów. Jak mówi pan leśniczy Roman: "my jesteśmy w lesie zawsze wtedy, kiedy ranne wstają zorze".

[FOTORELACJA]2414[/FOTORELACJA]

- Chce się Wam tak zrywać w środku nocy i pędzić do lasu?
- Dawid: Nie zawsze, ale we dwóch jest to łatwiejsze. Motywujemy się nawzajem. Poza tym jest nam o tyle łatwiej, że obaj prowadzimy własne firmy, możemy więc w miarę elastycznie zarządzać czasem. Jak już Damian powiedział, on zawodowo zajmuje się fotografią ślubną, a ja pracuję w branży metalowej. Nie jestem więc zawodowym fotografem. A wracając do lasu,  wczesnym rankiem jest najprzyjemniej. Pamiętam, jak z dziadkiem przed laty jeździłem na ryby. Też trzeba było wcześnie wstać. A potem kawa nalewana przez dziadka z termosu nad wodą o 6.00 rano smakowała najlepiej na świecie.
- Damian: W fotografii przyrodniczej bardzo ważna jest systematyczność. I wytrwałość. Ich brak powoduje, że nie ma się takich zdjęć, jakby się chciało. Raz straciłem okazję do zrobienia zdjęcia wilka. To są wbrew pozorom bardzo płochliwe zwierzęta i trudno się na nie natknąć. Byłem od rana w lesie i spotkałem Wojtka Błocha. Spytał, czy pójdę z nim na łąki. Nie chciało mi się już jednak dłużej chodzić i stwierdziłem, że wracam do domu. Niedługo po tym jak pojechałem, mój znajomy natknął się na wilka i zrobił mu piękne zdjęcie. W dodatku w jesiennym, niezwykle malowniczym otoczeniu. A ja straciłem taką okazję. Do dzisiaj tego żałuję. Zdjęcia przyrody uczą pokory.

- Opowiedzcie trochę o wystawach Waszych zdjęć. Ile było ich dotychczas i czy są plany na kolejne?
- Damian: Wszystko zaczęło się stosunkowo niedawno. Pierwszą wystawę mieliśmy w październiku ubiegłego roku w Kotuszu przy okazji "Święta Miodu, Ziół i innych Darów Ziemi". Powstała ona z inicjatywy leśniczego Romana Kędzierskiego, który chciał nam się w ten sposób odwdzięczyć za wykonany wcześniej dla niego fotoreportaż z okazji zbiorów poroża. Tam poznaliśmy Dawida Szafrańskiego, kuratora naszej wystawy, który wykłada na ASP, na wydziale rzeźby. Nasze prace zostały na tej wystawie dobrze przyjęte, dzięki czemu pani dyrektor Centrum Kultury w Kamieńcu zainicjowała nam kolejną, wyłączną wystawę. Wernisaż był przygotowany z rozmachem. Pojawiło się na nim 100 osób, w tym z Polskiego Związku Fotografów Przyrody, do którego sami należymy. Jej członkowie stwierdzili, że na wielu wystawach byli, ale nasza zrobiła na nich wrażenie. Potem była wystawa w Głuchowie. Z kolei w styczniu projekt "Życie nad kanałem Obry" został pokazany na poznańskim festiwalu "Przyroda Warta Poznania". Zaprezentowany przez nas film spotkał się z bardzo dobrym odbiorem. Przed nami teraz wystawa w Czempiniu, a z kolei w lutym naszą twórczość mogliśmy w końcu zaprezentować w Kościanie. Prelekcja wraz z wystawą zdjęć odbyła się w ratuszu dzięki inicjatywie Pawła Sałackiego, który od początku wspierał nasz projekt. W marcu będziemy mieć z kolei prezentację w siedzibie Nadleśnictwa Kościan w ramach inicjatywy "Las łączy pokolenia".
- Dawid: Jeśli chodzi o plany na kolejne wystawy, specjalnie ich nie mamy. Wszystko dzieje się bowiem bardzo spontanicznie na zasadzie propozycji od różnych osób. Zresztą nie zabiegamy o to, bo zależy nam przede wszystkim na pokazywaniu przyrody. Chcemy także poszerzać materiał o kolejne zdjęcia. Dodam, że wcale nie uważamy, że nasze zdjęcia są świetne. Wciąż uczymy się czegoś nowego i chcemy się doskonalić.

- Sprzęt fotograficzny, którym wykonujecie zdjęcia tani nie jest. Czy w związku z tym włożony wkład finansowy, a także poświęcone godziny w lesie na zdjęcia są w stanie się zwrócić?
- Damian: Zdecydowanie nie. Pieniądze, które otrzymujemy na przykład za sprzedaż zdjęć są symboliczne. A jeśli już się pojawią, najczęściej inwestujemy je w kolejne akcesoria, jak fotopułapka czy karta pamięci do aparatu. My jednak nie robimy tego dla pieniędzy. To jest nasza pasja. Największą zapłatą są miłe słowa pod adresem naszych zdjęć i duże zainteresowanie podczas spotkań z nami. Także to, że nasze prelekcje pozostają na długo w pamięci naszych słuchaczy.
- Dawid: Myślę, że gdybyśmy zaczęli robić te zdjęcia dla pieniędzy, przestałoby to mieć taki urok. Nasza współpraca też nie układałaby się tak dobrze, gdyby któryś z nas zaczął skupiać się na zarobku. Nie oczekując pieniędzy, otwieramy sobie zamiast tego wiele drzwi. Ktoś nam podpowie, gdzie warto udać się na zdjęcia, zorganizuje wspomnianą już wystawę.

- A jak jest z konkurencją? Pojawia się rywalizacja wśród fotografów przyrody?
- Dawid: Hm... Zdarzają się oczywiście tacy, którzy czują jakąś zawiść. Ja sam czasami jak chodzę po lesie dłuższy czas i nie mogę zrobić żadnego zdjęcia, to dopada mnie frustracja. Bo przez miesiąc nie mam zdjęć, a ktoś inny idzie do lasu raz i od razu trafia na świetne okazje. Teraz nie mam już jednak takiego parcia jak dawniej. Trzeba być cierpliwym.
- Damian: Wydaje mi się, że ważne jest zdrowe podejście. Nie udało mi się zrobić dzisiaj zdjęcia, to zrobię je jutro. W naszym środowisku znamy się i  rozmawiamy ze sobą. To jest mały teren, więc jakbyśmy prowadzili jakąś wojnę, to źle by nam się żyło. Przykładem jest Hubert Mielnik, inny kościański fotograf przyrody. Z Hubertem chodziliśmy nie raz razem do lasu, szczególnie na początku. Później nasze drogi trochę się rozeszły, bo zaczęliśmy mieć inne cele.
- Dawid: Hubert w fotografii przyrody skupia się bardziej na detalach związanych ze zwierzęciem. My chcemy pokazać zwierzę, ale i otoczenie, w jakim się znajduje. Poza tym skupiamy się na naszych lasach, które bardzo lubimy i uważamy, że mają wiele do zaoferowania. Hubert poszukuje natomiast najrozmaitszych gatunków, co wymaga wyjazdów poza nasz region. Ale utrzymujemy cały czas kontakt i śledzimy nawzajem swoje dokonania.

 

 

(Milena Waldowska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%