Zakładów szewskich jest obecnie coraz mniej. Tymczasem zapotrzebowanie na naprawę obuwia nie maleje. Klientów nie brakuje, ale nie ma za to chętnych do wykonywania tego zawodu. Jednym z nielicznych już szewców w Kościanie jest Tomasz Szajek prowadzący zakład przy ul. Surzyńskiego.
Tomasz Szajek szewcem został w latach 90-tych. Zawodu uczył się od swojego nieżyjącego już ojca, który zakład prowadził w tym samym miejscu, co teraz jego syn. Jednak droga pana Tomka do przejęcia rodzinnego biznesu była dość zawiła. - U ojca zacząłem pracować w 1993 roku. Uczyłem się wówczas zawodu. Po dwóch latach ojciec mówi do mnie: "już coś wiesz, idź na swoje" - wspomina Tomasz Szajek.
Syn posłuchał ojca i otworzył swój pierwszy zakład szewski na os. Sikorskiego. Po półtora roku stwierdził jednak, że lepszym miejscem będzie punkt w centrum i wynajął lokal na ul. Kościelnej. Prowadził go przez kilka lat, w międzyczasie założył rodzinę. W 2000 roku zdobył tytuł mistrza szewskiego, natomiast kiedy w 2005 roku zmarł ojciec, wówczas dopiero przeszedł na jego lokal. I w tym miejscu zakład prowadzi do dzisiaj.
Na brak klientów nie narzeka, wręcz przeciwnie. Jest ich tak wielu, że musi pracować często do godzin nocnych. Od rana do popołudnia ma czynny zakład, a wówczas przyjmuje klientów i w międzyczasie pracuje. Jest wszechstronny. Nie tylko naprawia buty, ale rozszerzył działalność także o kaletnictwo, zajmuje się również handlem obuwia. Kiedy zamyka zakład, idzie do domu, je obiad i załatwia bieżące sprawy, po czym wraca do warsztatu, by naprawiać buty. A to zajęcie jest czasochłonne, bo wszystko trzeba zrobić przy użyciu własnych rąk, czasami tylko coś zeszyć maszyną do szycia. Mimo takiego tempa, klienci i tak muszą czekać około miesiąca na odbiór butów. Ale pan Tomek nie narzeka. Mówi, że lubi swoją pracę.
Co ciekawe, nie poprzestał na naprawach, ale jest również rzeczoznawcą Polskiej Izby Przemysłu Skórzanego w specjalności obuwnictwo. - To zajęcie podpowiedzieli mi poniekąd klienci. Czasami dopytywali o opinię, bo nie zgadzali się z otrzymaną opinią w przypadku reklamowanych przez siebie butów. Z kolei znajomi prowadzący hurtownię obuwia czy sklep obuwniczy pytali, czy nie napisałbym im opinii dotyczącej reklamowanego przez klientów obuwia. Ale bez odpowiednich uprawnień nie mogłem tego zrobić - wspomina pan Tomek. - Zacząłem więc szukać. W końcu natrafiłem na Instytut Przemysłu Skórzanego z siedzibą w Łodzi. Odezwałem się do nich. Postawili warunki, które trzeba spełnić, by zostać rzeczoznawcą. Postanowiłem, że spróbuję.
Okazało się, że przydatna do osiągnięcia celu była ukończona wcześniej edukacja. Tomasz Szajek najpierw skończył bowiem szkołę zawodową po której poszedł do wojska. Po odbyciu służby, w roku 1991, postanowił kontynuować edukację w szkole średniej. Po latach okazało się to dobrym posunięciem, bo by zostać rzeczoznawcą, wymagana była szkoła średnia. Trzeba było również zdać dodatkowe egzaminy. Zrobił to i w 2010 roku otrzymał uprawnienia rzeczoznawcy.
Teraz dzięki temu opiniuje reklamowane przez klientów obuwie. Sprawdza, czy klient ma słuszne roszczenia w przypadku popsucia się butów. Zlecenia pochodzą ze sklepów, z którymi współpracuje. - Tych zleceń nie ma dużo i na pewno nie mógłbym się z tego utrzymać - podkreśla kościański szewc. - Ale to nawet dobrze, bo przy mojej ilości pracy opinie muszę pisać w nocy.
A ich właściwego pisania uczył się sam. Musiał wyważyć, by były zrozumiałe dla klienta, ale jednocześnie brzmiały fachowo. Do wydania opinii potrzebne są lata zawodowej praktyki. - Po wyglądzie buta potrafię ocenić, czy uszkodzenie nastąpiło z jego wady, czy też z niewłaściwego sposobu użytkowania lub też niedopasowania do stopy. Ktoś zgłasza przykładowo, że but farbuje stopę, a tymczasem wcześniej wylał na niego wino. Tymczasem w instrukcji użytkowania, która musi być dołączona do każdego kupowanego obuwia jest wyraźna informacja, że materiał nie jest odporny na zalanie. Innym razem klientka zwraca nieużywane buty, a tymczasem widać, że były one noszone. Bo założyła je na wesele, po czym myślała, że zwróci bez konsekwencji. Niestety, ale w 90 procentach przypadków reklamacje klientów są nieuzasadnione - tłumaczy ekspert.
Dodaje, że warto naprawiać dobrej jakości buty, które mogą posłużyć nawet kilkanaście lat. Natomiast tanie i słabej jakości już niekoniecznie. Choć i takie naprawia, szczególnie starszym osobom, które mają duży kłopot z zakupem obuwia w dobie sieciówek i sklepów internetowych.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz