Już w najbliższą sobotę w Kościańskim Ośrodku Kultury odbędzie się drugie w tym roku spotkanie podróżnicze. Tym razem jego bohaterką będzie Kamila Kielar, która upodobała sobie szczególnie północne kierunki.
Podróżniczka gościć w Kościanie będzie po raz drugi, a tym razem opowie nam o swej samotnej i ekstremalnej wyprawie rowerem podczas której pokonała około 2000 km, w tym 400 km po nieutwardzanej drodze Dempster Highway, jedynej w Kanadzie, która prowadzi w arktyczne regiony regiony kraju i nie jest zamykana na zimę.
"Yukon Bicycle Quest - rowerem przez kanadyjską zimę", 25 marca, godz. 18.00, KOK, wstęp wolny
Organizatorzy: Stowarzyszenie Twórcze Horyzonty, KOK
Wsparcie: Biuro Podróży WAYS, Olympus
Spotkanie dofinansowane ze środków Miasta Kościan
Kamila Kielar o swej wyprawie:
Niedźwiedzie, które zdaje się, że przylgnęły do mnie już na stałe, podczas tego wyjazdu poszły spać. A przynajmniej tak wyglądało największe kłamstwo, które sobie wmawiałam wjeżdżając coraz w wyżej w góry i oddalając się coraz bardziej od miejsc, które udawały cywilizację. Od września do grudnia rowerem udało mi się przejechać praktycznie wszystkie drogi na Jukonie (nie, żeby znowu było ich tak dużo...), po drodze bawiąc się w to, co zwykle w podróży na północ: odbijanie się od zamkniętych granic, mordercze podjazdy nagradzane tabliczką czekolady każdy; udowadnianie, że niedźwiedzie jednak nie śpią; stołowanie się w dzikiej kuchni; traperstwo na poziomie profesjonalnym; płukanie złota nocą w szemranej kopalni oraz podejrzane kontakty z szalenie zarośniętymi mężczyznami. A potem przyszła zima na Jukonie i czas, żeby zmierzyć się z Dempster Highway, jedyną drogą w Kanadzie prowadzącą w Arktykę i czynną cały rok, choć dokładnie pokrytą śniegiem i lodem. I zaczęły się inne zabawy: spotkania z wilkami, zamiast niedźwiedziami; zakopywanie namiotu w śniegu, żeby było cieplej; jeszcze podlejsze, bo oblodzone i dłuższe podjazdy - takie, za które już trzeba było się nagradzać już dwoma tabliczkami czekolady; tygodniowe więzienie na kole podbiegunowym w oczekiwaniu na wyciszenie burzy śnieżnej; naprawianie cholernych przerzutek, które przestawały współpracować w temperaturach, których nikt nie miał odwagi sprawdzić oraz wściekle rozświetlone zorzą niebo. Znaczy się, dzień jak co dzień na północy. A w wolnych chwilach, żeby nie było monotonnie, lubiłam skoczyć na zimowy trekking przez Chilkoot Trail czy ceremonię uwalniania orłów, jedno i drugie na Alasce. Bo było blisko.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz