Zamknij

Historia Rafała. Pomagają mu wyjść z bezdomności

16:25, 07.04.2021 Milena Waldowska Aktualizacja: 01:36, 08.04.2021
Skomentuj
Pochodzący z Kurzej Góry Rafał Walęczewski został bez dachu nad głową. Przez dwa miesiące, w największy mróz, tułał się po Kościanie. Dopiero przed Wielkanocą pomogła mu grupa osób, która nie przeszła obok niego obojętnie.

Rafał Walęczewski to spokojny, nieco wycofany 39-latek. Dzieciństwo i młodość spędził w domu rodzinnym w Kurzej Górze, a w wieku 33 lat przeprowadził się do Kościana. Splot nieszczęśliwych zdarzeń sprawił, że pod koniec stycznia został bez dachu nad głową.

W tej chwili najgorsze chwile ma już za sobą, od Wielkiego Piątku mieszka tymczasowo w wynajętym pokoju w Racocie, na dniach zacznie także pracę. Machinę pomocy uruchomił pan Dominik, który spotkał tuż przed Wielkanocą na parkingu przy Kauflandzie Rafała, swojego znajomego z lat młodości, który prosił ludzi o jedzenie. Mężczyzna zainteresował się losem kolegi i wraz ze swoją partnerką Kasią natychmiast zaczęli działać. Skontaktowali się ze Stowarzyszeniem Rzeczodzielnia Kościan. Tam pani Karolina wraz z mężem pośpiesznie zaczęli szukać mieszkania dla Rafała. W międzyczasie zorganizowano także zbiórkę ubrań, w co zaangażowała się również kościanianka Magdalena, która ma na swoim koncie już kilka prywatnie zorganizowanych akcji charytatywnych.

Głównie dzięki tej piątce osób, pan Rafał święta spędził już w cieple, z powoli odzyskiwaną wiarą w ludzi. Ma jedzenie, ubrania i dach nad głową, a przede wszystkim nadzieję na lepsze jutro. - Pomoc nadeszła w ostatniej chwili. Czułem, że jeśli dłużej zostanę na zimnie, po prostu zamarznę - przyznaje Rafał Walęczewski.

Zaczęło się od problemów osobistych

Przed kilkoma laty mieszkający jeszcze wówczas w Kurzej Górze Rafał Walęczewski podjął pracę w miejscowej przetwórni pieczarek Obrako. W firmie poznał kobietę, z którą się związał. Po urodzeniu im się córki Julii, wynajęli razem mieszkanie na ul. Młyńskiej w Kościanie. Podjęli decyzję, że to Rafał będzie się opiekował dzieckiem pozostając w domu, a tymczasem mama Julii kontynuowała pracę. - Wszystko układało się dobrze, aż pewnego dnia, gdy Julka miała pięć lat, partnerka oświadczyła mi, że odchodzi do innego i zabiera ze sobą małą - mówi pan Rafał.

Po wyprowadzce dziewczyn, co miało miejsce w czerwcu ubiegłego roku, mężczyzna musiał przeorganizować swoje życie. Sprzedał znajdujące się w mieszkaniu meble i przeprowadził się do wynajętego pokoju na ul. Gostyńskiej w Kościanie. Właścicielka wynajmowała pokoje pracownikom, a do dyspozycji była także wspólna kuchnia i pralnia. Po jakimś czasie Rafał znalazł zatrudnienie przy układaniu kostki brukowej.

Zaczął układać jakoś życie, miał sporadyczny kontakt z córką za pośrednictwem messengera. Niestety praca się skończyła wraz z nadejściem mrozów, bo już od zera st. C układanie kostki nie jest możliwe.

- Po utracie pracy jeszcze chwilę mieszkałem na pokoju, który opłacałem z oszczędności. Ale kiedy przyszedł kolejny termin zapłaty, nie miałem już pieniędzy. Zasiłek mi nie przysługiwał, bo praca była bez umowy, zresztą to był za krótki okres - przyznaje pan Rafał. - Nie było litości, musiałem opuścić wynajmowany pokój.

Po wyprowadzce pomieszkiwał jeszcze u siostry, która wraz z mężem i córką mieszka w ich rodzinnym domu w Kurzej Górze. - Dom siostrze przepisała mama, która zmarła półtora roku temu - tłumaczy Rafał. - Podjęła taką decyzję, bo była przekonana, że ja już zostanę z moją rodziną w Kościanie. Zostawiła mi natomiast trochę oszczędności, te jednak szybko się wyczerpały.

Rodzeństwo przebywając pod jednym dachem nie mogło się porozumieć. Mężczyzna twierdzi, że miał mocne naciski na to, aby znaleźć jak najszybciej pracę, co nie było takie proste w okresie zimowym. - Pewnej niedzieli usłyszałem: Jak znajdziesz robotę, to możesz przyjść do nas spać. I tak znalazłem się na ulicy... - opowiada Rafał.

Los bezdomnego

- Błąkałem się po Kościanie. To na ławce, to gdzieś tam w klatce schodowej spałem, żeby nie zamarznąć - mówi. - Kiedy przyszła kolejna fala dużego mrozu, wziąłem bilet kredytowany i pojechałem do Leszna do noclegowni.

Kościaniak przebywał tam jednak tylko kilka dni, bo przyznaje, że zwyczajnie się bał. W to miejsce trafiają różni ludzie, w tym alkoholicy, ale także kryminaliści. Po lekkim wzroście temperatur wrócił do Kościana z zamiarem kontynuowania poszukiwań pracy. Podupadł mocno psychicznie, ale mimo wszystko na ile mógł, próbował szukać pomocy, m.in. w kościańskich parafiach. Jak mówi, w farze i w kościele na os. Konstytucji 3 Maja otrzymał strawę i schronienie, ale tylko na jedną noc. Tłumaczono mu, że nie może zostać dłużej, a w jednym z kościołów otrzymał namiary na ośrodek dla bezdomnych pod Śremem.

- Miałem mętlik w głowie. Sam nie wiedziałem, czy jechać, czy nie. Poza tym jak czujesz non stop zimno, myślisz przede wszystkim o tym, żeby się ogrzać i zjeść coś ciepłego, reszta spada na dalszy plan - tłumaczy mężczyzna.

Dlatego najczęściej stał przy Kauflandzie, bo tam z uwagi na dużą liczbę przewijających się osób najłatwiej poprosić kogoś o parę groszy lub o kupno jedzenia. Jak mówi, reakcje były różne. Niektórzy bez chwili wahania dawali pieniądze, ale spotykał się też z lekceważeniem i często powtarzanym zdaniem: "weź się lepiej chłopie do roboty". Zaobserwował też, że najbardziej skore do pomocy były mniej zamożne osoby, natomiast właściciele drogich samochodów byli z reguły najmniej mili. I wtedy, w Wielki Czwartek pod Kauflandem pojawił się Dominik...

Nie zostawimy go już bez pomocy

Rafał na tułaczce spędził ponad dwa miesiące. Teraz dochodzi do siebie zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jest przemarznięty, choć na szczęście nie zachorował.  W tej chwili najważniejsze jest to, by wrócił między ludzi jako pełnoprawny członek społeczeństwa.

- Nie zostawimy go już bez pomocy - zapewnia Karolina Zawisła z Rzeczodzielni. - Oczywiście ważne jest, by jak najszybciej się usamodzielnił, ale bez wsparcia nie będzie to możliwe.

Karolina Zawisła podkreśla, że ludzi dobrej woli nie brakuje. - Wśród przekazanych dla Rafała ubrań, Dominik znalazł w jednej z kieszeni ponad tysiąc złotych - opowiada. - Nie wiedzieliśmy, czy te pieniądze znalazły się tam celowo, czy też przez przypadek. Po wyjaśnieniu okazało się, że był to jednak przypadek. Darczyńca zdecydował jednak, że skoro tak się stało, mamy zakupić niezbędne dla Rafała rzeczy. To dla nas duże wsparcie!

(Milena Waldowska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%